Myliłby się ten kto sądziłby, że sprawa eutanazji wyczerpuje horyzonty Profesora.
Przez lata pracował jako profesor Politechniki Gdańskiej a także
Uniwersytetu Lovanium.
W czasie swojej działalności zawodowej
miał znaczące osiągnięcia naukowe (w dziedzinie maszyn ciężkich).
Jednak po przejściu na emeryturę (pod koniec lat 70.tych)
zupełnie " machnął na nie ręką". Zajął się wyłącznie
knuciem.
Wykorzystując swoje rozliczne kontakty krajowe i zagraniczne zebrał
imponującą bibliotekę wydawnictw zakazanych. Miał w niej, między innymi,
nieomal całość tego co wydał "Instytut Literacki",
w tym wszystkie
roczniki "Kultury" i "Zeszytów Historycznych".
Miał mnóstwo innych wydawnictw emigracyjnych.
Miał komplety "Zapisów", "Spotkań",
"Res Public","Krytyk",
"Polityk polskich" i wielu innych periodyków, a
także druków zwartych wydawanych w kraju poza zasięgiem cenzury.
Był w stanie dostarczyć nieomal każdą poszukiwaną pozycję. Jeżeli nie miał
jej u siebie, to przywoził zza granicy, gdzie często bywał (emerytowi było
o to łatwiej). I - co najważniejsze! - szeroko udostępniał zainteresowanym
swoje zbiory. Działo się to w warunkach konspiracji więc, być może,
nie każdy
korzystający wiedział skąd ma daną pozycję. Jednakże z pomocy biblioteki
prof. Rachalskiego korzystali praktycznie wszyscy "piszący" z
Trójmiasta.
Trefnych książek nie trzymał oczywiście w swoim mieszkaniu. Podzielone na
działy miał je porozmieszczane u zaufanych ludzi. U siebie miał tylko
zaszyfrowane spisy i to skutecznie ukryte. Okazało się to być bardzo
roztropnym. W czasie jednej z podróży celnicy
z NRD wykryli książkową kontrabandę. Skonfiskowali ją,
"przemytnika" zaś uwięzili i przekazali polskiej SB. Wywinął
się z wszystkiego zasłaniając się swoją profesurą i twierdzeniem, że
książek
potrzebuje do pracy naukowej. Na szczęście rewizja
w mieszkaniu wypadła pomyślnie. Niczego nie znaleziono.
Obecnie zbiory Profesora uległy rozproszeniu. Poszły tam gdzie, zdaniem
właściciela, będą najlepiej służyć. Najcenniejsza ich część trafiła, jako
dar, do gdańskiej Biblioteki PAN.
Profesor wierzy, że tajna biblioteka już nigdy nie będzie potrzebna.
Przez długie lata jedną z namiętności Profesora, kto wie czy nie największą, były piosenki Kaczmarskiego. W najbardziej niesprzyjających czasach potrafił dotrzeć do każdego nagrania. Potem cierpliwie przepisywał słowa. Jego zbiór był tak kompletny, że - w pewnym momencie - posługiwał się nim sam Kaczmarski! Były tam piosenki, które ich autor uznał za bezpowrotnie zaginione.
I jeszcze Szałamow. Kolejna pasja Profesora to "Opowiadania" Szałamowa. Czytał je w oryginale i postanowił zrobić wszystko, by cała spuścizna wielkiego Rosjanina została przetłumaczona na język polski. Profesor nie czuł się kompetentny więc zaprzągł do roboty jednego ze swoich przyjaciół, byłego więźnia Gułagu (stąd znającego "knajacki" rosyjski, którego używa Szałamow) Juliusza Baczynskiego. Sam zatrudnił się jako maszynistka, korektor, adiustator, sponsor, a wreszcie wydawca.
O tych pasjach opowiada wiersz napisany przez osobę doskonale Profesora
znającą
(i mającą mu bardzo za złe prowadzony przez niego tryb życia).
Do A.R.
Z poduszką powietrzną na łożu niedbałym
Ja ducha ulepszam, a gardzę swym ciałem.
Niech głupcy w pościeli spędzają swe noce
Choć świt już się bieli w maszynę wciąż grzmocę.
Nagrywam, przegrywam i słucham i piszę,
Nade mną się pająk zbudzony kołysze,
Nade mną pięć pięter już relaks swój ma,
A u mnie - Szałamow, Kaczmarski i ja.
U niego krew tryska i mózg się rozlewa,
A u mnie Szałamow już lepiej się miewa,
Już nikt go nie szarpie do nowej psychuszki,
Więc jak mam powrócić do mojej poduszki.
W lodówce pleśnieje kawałek kiełbasy,
Sąsiedzi samochód szykują na wczasy.
Śniadania nie jadam - zbyt drogi jest czas,
A zresztą - "ostatni to raz".
A potem golfikiem
Przepycham się z kwikiem
Przez ulic o kocich łbach sto.
Rozwożę książeczki,
By moje owieczki
Wiedziały gdzie, kiedy i co.
Już biura obsiedli,
Śniadania trzy zjedli
Na obiad szykuje się tłum.
Ja gardzę mym ciałem
Powracam syt chwały,
A w domu - klientów już mam.
I znowu łyk wody,
Niech giną narody,
Gdzie obiad znaczenie swe ma.
I znów przy maszynie
Osoba ma ginie
I pająk się budzi wśród dnia.
Szałamow znów w biedzie!
Czy Jacek dojedzie?
Więc dalej! Bo walka wciąż trwa.
I znów świt się bieli
Lecz żadni anieli
Nie zrobią korekty jak ja.
Więc siedzę nad ryzą
Piosenką zagryzam
Co Jacek z kasety mi gra.
I tak się męczymy
I w noc i za dnia
Szałamow, Kaczmarski i ja.
M.T. (1985)
Strona utworzona dnia 25-01-1998
przy pomocy programu Pajączek 3.0.1 lt